czwartek, 15 grudnia 2016

Koktajl piernikowy

Ten smak chodził za mną od dłuższego czasu. Trochę zmodyfikowałam pierwotny przepis i wyszło nawet lepiej niż się spodziewałam.

Składniki na 2 szklanki:

  • pół szklanki płatków owsianych
  • dwie łyżki chia
  • dwa banany 
  • duże jabłko
  • sok z jednej pomarańczy
  • dwie łyżki masła orzechowego
  • dwie łyżeczki przyprawy do piernika (albo innych przypraw, np. cynamonu, pieprzu, gałki itp.)
Płatki i chię zalewamy wodą, musi jej być na równo z płatkami, i zostawiamy na kilka minimum godzinę. Po tym czasie dodajemy banany, jabłko i miksujemy, a kiedy ma gładką konsystencję dodajemy sok pomarańczowy, masło i przyprawę. Znowu blendujemy. Gotowe. Wygląda brzydko, ale jest przepyszne! :)

piątek, 29 lipca 2016

Kalfiorowa prostota



Porę obiadową przespałam, więc przy okazji kolacji musiałam nieco się wysilić. O ile wysiłkiem można nazwać ugotowanie makaronu i warzyw. Najbardziej wymagającą czynnością w tym wszystkim było pokrojenie pomidora - taki to stopień trudności. Miało być byle co na szybko, a wyszło tak dobre, że nawet mnie zaskoczyło :D

  • pół małego kalafiora
  • mała marchewka
  • garść pełnoziarnistych kokardek
  • pół pomidora
  • przyprawy: szczypta curry, szczypta garam masala, łyżka sosu sojowego
Jednocześnie wstawiamy wodę na makaron i kalafior. Warzywko dzielimy na malutkie różyczki. Marchewkę kroimy w cieniutkie słupki. Kalafior i marchewkę gotujemy do chrupkości, a makaron tak, żeby był sprężysty. Na patelni rozgrzewamy łyżkę oleju i wsypujemy przyprawy, kiedy zaczną się smażyć dodajemy ugotowane warzywa (około 3/4, resztę dodajemy na koniec). Kiedy są otoczone przyprawami dorzucamy makaron i jeszcze chwilę podgrzewamy. Po wyłożeniu na talerz dodajemy pomidora. 

poniedziałek, 25 lipca 2016

Tęsknota za smakiem

Będąc na delegacji, miałam okazję jeść ryż smażony z warzywami. Niby nic, ale absolutnie podbił moje serce. Teraz zapragnęłam odtworzyć ten smak i z dumą muszę przyznać, że moja potrawa smakowała prawie identycznie jak oryginał!






Ryż nie po polsku:

RYŻ:

  • pół szklanki białego ryżu
  • pół łyżeczki curry
  • szczypta cynamonu, gałki muszkatołowej, ostrej papryki
  • kostka bulionu warzywnego
WARZYWA:
  • biała część małego pora
  • jedna duża marchewka
  • garść mrożonej mieszanki warzyw z fasolką szparagową, kalafiorem i zielonym groszkiem
  • malutka puszka (200g) kiełków fasoli mung
  • dwie łyżki słoiczkowych, ale odsączonych z zalewy kiełków sojowych
  • łyżka ciemnego sosu sojowego



W garnku rozgrzewamy dwie łyżki oleju i wrzucamy ryż, smażymy aż się zeszkli, po czym wsypujemy przyprawy. Po minucie wlewamy ok. 300ml wody i wkruszamy kostkę. Gotujemy na małym ogniu aż ryż wchłonie wodę. Jeśli jest zbyt twardy to dolewamy odrobinę wody i dalej gotujemy, aż do miękkości.
Po wstawieniu ryżu przygotowujemy warzywa: pora kroimy w plasterki, a marchewkę w cieniutkie słupki. Smażymy na łyżce oleju aż zmiękną. Dorzucamy warzywa mrożone i kiełki. Kiedy wszystko jest już miękkie dodajemy sos sojowy.
Potrawka smakuje świetnie z podprażonym na suchej patelni sezamem i pestkami dyni.

piątek, 6 maja 2016

Cynamonowe placki owsiane

Czasem od samego rana potrzeba cukrowego zastrzyku. To był właśnie taki dzień. Słodko się zaczął, oby i dalej było słodko :D





Słodkie śniadaniowe kalorie:

  • pół szklanki błyskawicznych płatków owsianych
  • trzy łyżki mąki
  • pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • dwie łyżeczki cukru
  • łyżeczka cynamonu
  • jedno jajko
  • dodatkowo: owoce, dżem, nutella
Jajko ucieramy z cukrem, do puszystej masy wsypujemy resztę składników i dokładnie mieszamy. Ciasto musi mieć konsystencję gęstej śmietany, w razie potrzeby dolewamy odrobinę wody albo dosypujemy trochę mąki. Na rozgrzanej patelni z łyżką oleju smażymy placki aż się zrumienią.



wtorek, 3 maja 2016

Zielona pizza

Brak pomysłów na obiad skutkuje dogłębnym przeszukiwaniem odmętów zamrażalnika. Tak oto znalazłam drożdże i zieloną fasolkę szparagową. Jak to połączyć, żeby było łatwo i smacznie? Ano tak:


 Nie jestem ekspertem od pizzy i bałam się brać za ciasto, bo jeśli by nie udało się zrobić jadalnego, to pewnie chodziłabym głodna. Mimo obaw podjęłam się tego wyzwania.

Ciasto:

  • 1,5 - 2 szklanki mąki pszennej (ilością wyjściową jest 1,5, ale jeśli za bardzo klei się do łapek to trzeba dać trochę więcej)
  • około pół szklanki przegotowanej letniej wody
  • pół kostki (50g) drożdży (mrożone działają trochę słabiej niż świeże, dlatego tak dużo)
  • łyżka oleju
  • po pół łyżeczki soli i cukru
  • zioła prowansalskie, suszona bazylia (albo inne suche zieloności)
  • trzy łyżki płatków owsianych
Mąkę i rozkruszone drożdże wymieszać z reszta suchych, stopniowo doleważ wodę i wyrabiać aż zrobi się kulka nieprzyklejająca do ścianek miski. Na koniec dodać olej. Kulke w misce przykryć ściereczką i na pół godziny odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

Zielona góra:

  • pół paczki świeżego szpinaku (ok. 120g)
  • trzy łyżki śmietankowego serka kanapkowego
  • duży ząbek czosnku
  • pół małego brokuła
  • garść mrożonej fasolki szparagowej
  • kilka pomidorków koktajlowych
  • trójkąt sera z niebieską pleśnią (u mnie to lazur, 100g)
Brokuła pokroić na kawałki i razem z fasolką ugotować na parze, ale nie mogą być zbyt miękkie. Opłukany szpinak wrzucić na łyżkę oleju rozgrzanego na patelni, lekko posolić i podsmażać aż zmniejszy objętość. W międzyczasie do serka dodać łyżkę wody i przeciśnięty przez praskę czosnek, wymieszać i dodać do szpinaku, chwilę poddusić razem.


Wyrośnięte ciasto przełożyć na blachę do pieczenia posmarowaną olejem albo wyłożoną papierem do pieczenia, wyrównać (można zwilżoną ręką, wtedy łatwiej opanować ciasto). Na ciasto przerzucić szpinak, poukładać brokuła, fasolkę i pomidorki. Na samą górę rozkruszyć ser (jeśli się da, młodsze są bardziej maziste i nie ma innego wyjścia jak pokroić na plastry i dopiero taki rozrywać na mniejsze kawałki). Piec 15-20 minut w około 200 stopniach, czas nie daje gwarancji upieczenia, dlatego najlepiej po 15 minutach sprawdzić czy spód jest zrumieniony, jeśli tak - gotowe.



wtorek, 26 kwietnia 2016

Napędzające batoniki owsiane

Kocham czekoladę i mogłabym jeść ją tonami. Ale tyle w tym cukru i zła, że próbuję odstawić. No ale tak - czekolady nie można, a słodkiego się chce. I co teraz? Ratunku szukałam w suszonych owocach, odrobinie gorzkiej czekolady, ale to nie było to. Przekopałam wiele blogów i powtarzały się przepisy na batoniki zbożowe, z ziarnami i owocami. Postanowiłam spróbować.

Napędzają nawet koty!


Składniki na ok. 15 sztuk:
  • 3/4 szklanki błyskawicznych płatków owsianych (mogą być górskie, ale trzeba je trochę rozdrobnić)
  • 1/4 szklanki płatków jęczmiennych
  • 2 średnie dojrzałe banany
  • 1 szklanka ziaren (u mnie migdały, słonecznik, dynia, siemię lniane)
  • 1 szklanka suszonych owoców (u mnie rodzynki, żurawina i morele)
  • kilka kostek gorzkiej czekolady
  • 3 łyżki masła orzechowego
Banany zblendować albo rozetrzeć widelcem na gładką masę. Płatki, ziarna, rozdrobnione owoce i czekoladę wymieszać na sucho i dodać bananową maź. Na koniec dodać masło. Gotową masę batonikową przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wyrównać powierzchnię.
Piec aż się zrumieni (około 15 minut) w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni. Przestudzić, pokroić na batoniki i ewentualnie jeszcze przez kilka minut podpiekać, żeby były bardziej chrupiące.

Pod jednym z przepisów była mowa o tym, że można przechowywać je do kilku dni, ale przez przypadek odkryłam, że po ponad tygodniu leżenia w piekarniku są jeszcze lepsze, bo bardziej kruche.

niedziela, 24 kwietnia 2016

(Nie)dzielny obiad





Do tego momentu wegańsko - chrupiące frytki z piekarnika z ziołami i odrobiną oleju i pan brokuł gotowany na parze. Cudo.


A tu wkracza sos. Genialny do tego typu warzyw, ale absolutnie niewegański. 

Przepis:
  • 50g serka kanapkowego śmietankowego
  • 50g żółtego sera
  • pół pęczka koperku
  • mały ząbek czosnku
Serek kanapkowy rozpuścić w małym garnku w kilku łyżkach wody, dodać starty żółty ser, posiekany koperek i czosnek. Podgrzewać na małym ogniu aż zrobi się gęsty, ciągnący sos. Posolić i popieprzyć do smaku.

sobota, 23 kwietnia 2016

Pierwszy raz

Efekt bardzo przed
(zwykły uprażony sezam, a nie tahini, bo tak łatwiej)


Wczorajszy wieczorny głód zmusił mnie do eksperymentów (powtórzyłam to słowo w głowie o kilka razy za dużo i teraz wydaje mi się, że nie ma sensu i jest źle napisane). Dość mam masła orzechowego, przynajmniej na jakiś czas, a czymś super chlebek posmarować trzeba. Tak więc powstał - niby-hummus, mój pierwszy w życiu, dlatego zwyczajny, niczym szalonym niedoprawiony, ale jak na pierwszy raz - wyśmienity.



Efekt bardzo po


Btw. poszłam szukać ładnego chleba i rzucił mi się w oczy "żytniaczek". Żytnia czek. Przez dobre pięć minut zastanawiałam się o co im chodzi i co to za czekolada w żytnim chlebie. A potem przeczytałam po raz setny i w końcu do mnie dotarło, że to po prostu nazwa, a nie żadna próba przemycenia czekolady w pieczywie. Bo i po co mieliby to robić?

piątek, 22 kwietnia 2016

Ilu ludzi tyle zdań

Z każdej strony inne komunikaty - jeden mówi, że dobre i zdrowe jest to, a kolejny temu z cała stanowczością zaprzecza.Tuczące banany i ziemniaki okazują się być super zdrowe (bo że smaczne, to wiem nie od dziś). Z kolei mój kochany szpinak, ogłaszany jako najlepsze źródło żelaza - źródłem dobrym, faktycznie, ale takim, z którego po obróbce termicznej za wiele nie przyswoję. O, jest też jarmuż, tak zachwalany i na nowo odkryty, a moim zdaniem smakiem przypomina nieudaną kapustę, przez co jestem w stanie go zjeść tylko w formie pesto z dużą ilością natki pietruszki i nasion słonecznika albo ukryty w koktajlu z mnóstwem bananów i kiwi. Są jeszcze kotlety sojowe - dla mnie wybawienie, kiedy nie chce mi się gotować bardziej skomplikowanych rzeczy, a połowa świata nazywa je "tekturką".
Przychodzi mi na myśl także kasza jaglana - zajadają się nią mali i duzi, przyrządzając głównie na słodko. Przy okazji tylu śniadań i kolacji próbowałam się do niej w takiej formie przekonać, że poległam już chyba milion razy. Ale postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę, w końcu nie może zalegać w szafce na wieki, i po dodaniu kilku niesłodkich rzeczy udało się, wyszło tak jak chciałam, a chciałam szybko i smacznie.


Kasza jaglana + awokado + pomidor + czerwona cebula = ♥





czwartek, 22 sierpnia 2013

Jam jest buntownik!

W zasadzie to buntowniczka. Ale w rodzaju męskim brzmi lepiej, tak dostojniej - o ile można w buncie dostojności się doszukiwać.

Nie wiem czy to skojarzenie "odgórne" czy tylko moje własne, ale bunt kojarzy mi się z punkiem. A jako, że w punkową muzykę się wplątałam to myślę sobie, że o tak, hell yeah, bunt to jest to! I żeby nie było, że na słowach i myślach poprzestaję, o nie nie, to się zbuntowałam, a co!

Ktoś kiedyś, zupełnie bezsensownie, wymyślił sobie, że trzeba wyglądać stosownie do sytuacji - idziesz na maturę to wbij się w niewygodny i stresujący garnitur czy inną jakąś sukienkę, jak do kościoła, broń mnie Boże od wstąpienia tam!, to schludnie (co to za słowo jest to ja nie wiem, brzmi jakby wymyśliła je stara ciotka albo babuleńka, no, nieważne zresztą) i odpowiednio. Może i marudzę, ale nienawidzę konwenansów i zachowań warunkowanych regułą pod tytułem "tak wypada". Musiałam dać wyraz tym antykonwenansowym rozmyślaniom, jednocześnie dając upust potrzebie buntu siedzącej od dawna z tyłu głowy i zrobiłam coś dość nietypowego. Jak na mnie, jak na otoczenie.

Ciekawe czy skarpetkom nie jest smutno leżeć stylem leżakującym w pary. Czy nie czują się oszukane, bo ktoś je kupił, miały nadzieję na powiew świeżego powietrza, ale nie, ten potwór (to jest ich nowy właściciel) wsadził je do szuflady razem z setkami innych im podobnych i w dodatku pozwijał je jak jakieś, nie przymierzając, de volaille. A co jeśli one mają gen wolności? Albo chcą się w jakiś sposób artystycznie wyrazić? (Porównanie do kotleta było błędem. Żołądku, milcz, nie mamy żadnych kotletów i mieć nie będziemy, bo noc jest od spania a nie od jedzenia!)

Ludzie są źli. Nie pozwalają skarpetkom robić tego, co one chcą. A ja się zbuntowałam. I pozwoliłam, i to jak!

Normalny człowiek ma skarpetki w normalnych kolorach. Taka niepisana zasada. Białe, czarne, szare, brązowe albo inne ciemne i spokojne. A mi się trafiły różnokolorowe. (Grafomańsko i po częstochowsku kalecząc sztukę poezji chciałoby się rzec, że poznasz człowieka dziwnego, po kolorowych skarpetkach jego.) W ramach protestu, buntu i sprzeciwu wobec ogólnie przyjętych norm i wobec wszystkiego co nazwane lub też nie - pomieszałam im pary. Zielona z różową? Czemu nie. A do tego glany. Oto idę ja, człowiek w glanach z zielono-żółto-czerwonymi sznurówkami, które w swych paszczach skrywają zieloną i różową skarpetkę. Bójcie się, oto ja, (trochę)psychopata nadciągam.

A żeby marnym pisaniem się już nie pogrążać to dla odwrócenia uwagi od grafomaństwa, przerzucam ją na pogwałcenie sztuki rysunkowej. Ha! kto ma oczy niechaj patrzy jak rysować się nie powinno.