czwartek, 22 sierpnia 2013

Jam jest buntownik!

W zasadzie to buntowniczka. Ale w rodzaju męskim brzmi lepiej, tak dostojniej - o ile można w buncie dostojności się doszukiwać.

Nie wiem czy to skojarzenie "odgórne" czy tylko moje własne, ale bunt kojarzy mi się z punkiem. A jako, że w punkową muzykę się wplątałam to myślę sobie, że o tak, hell yeah, bunt to jest to! I żeby nie było, że na słowach i myślach poprzestaję, o nie nie, to się zbuntowałam, a co!

Ktoś kiedyś, zupełnie bezsensownie, wymyślił sobie, że trzeba wyglądać stosownie do sytuacji - idziesz na maturę to wbij się w niewygodny i stresujący garnitur czy inną jakąś sukienkę, jak do kościoła, broń mnie Boże od wstąpienia tam!, to schludnie (co to za słowo jest to ja nie wiem, brzmi jakby wymyśliła je stara ciotka albo babuleńka, no, nieważne zresztą) i odpowiednio. Może i marudzę, ale nienawidzę konwenansów i zachowań warunkowanych regułą pod tytułem "tak wypada". Musiałam dać wyraz tym antykonwenansowym rozmyślaniom, jednocześnie dając upust potrzebie buntu siedzącej od dawna z tyłu głowy i zrobiłam coś dość nietypowego. Jak na mnie, jak na otoczenie.

Ciekawe czy skarpetkom nie jest smutno leżeć stylem leżakującym w pary. Czy nie czują się oszukane, bo ktoś je kupił, miały nadzieję na powiew świeżego powietrza, ale nie, ten potwór (to jest ich nowy właściciel) wsadził je do szuflady razem z setkami innych im podobnych i w dodatku pozwijał je jak jakieś, nie przymierzając, de volaille. A co jeśli one mają gen wolności? Albo chcą się w jakiś sposób artystycznie wyrazić? (Porównanie do kotleta było błędem. Żołądku, milcz, nie mamy żadnych kotletów i mieć nie będziemy, bo noc jest od spania a nie od jedzenia!)

Ludzie są źli. Nie pozwalają skarpetkom robić tego, co one chcą. A ja się zbuntowałam. I pozwoliłam, i to jak!

Normalny człowiek ma skarpetki w normalnych kolorach. Taka niepisana zasada. Białe, czarne, szare, brązowe albo inne ciemne i spokojne. A mi się trafiły różnokolorowe. (Grafomańsko i po częstochowsku kalecząc sztukę poezji chciałoby się rzec, że poznasz człowieka dziwnego, po kolorowych skarpetkach jego.) W ramach protestu, buntu i sprzeciwu wobec ogólnie przyjętych norm i wobec wszystkiego co nazwane lub też nie - pomieszałam im pary. Zielona z różową? Czemu nie. A do tego glany. Oto idę ja, człowiek w glanach z zielono-żółto-czerwonymi sznurówkami, które w swych paszczach skrywają zieloną i różową skarpetkę. Bójcie się, oto ja, (trochę)psychopata nadciągam.

A żeby marnym pisaniem się już nie pogrążać to dla odwrócenia uwagi od grafomaństwa, przerzucam ją na pogwałcenie sztuki rysunkowej. Ha! kto ma oczy niechaj patrzy jak rysować się nie powinno.




wtorek, 23 lipca 2013

pierwszy i nie ostatni!

Ile razy można zakładać bloga i po pierwszym wpisie go porzucać? Wiele. Tak wiele, że chyba do aż tylu nie umiem policzyć (no ale czego się spodziewać po humanie z powołania). W zasadzie to zastanawiam się po co mi kolejny, który na jakieś 90% też zaraz zostanie porzucony (niech mu się wiedzie pod moją nieobecność). Ale może warto spróbować, do fotobloga na początku też nie byłam przekonana, a za miesiąc stuknie mu dwa lata.
Trzymam więc za siebie kciuki. W pierwszym momencie chciałam napisać, że też za swoją regularność w dodawaniu tu czegokolwiek, ale nie przesadzajmy z tym optymizmem :D.